Artykuł

Paweł Więckowski

Paweł Więckowski

Miłość jako źródło szczęścia


Wiele osób łączy szczęście z miłością. Trudno odgadnąć, czy chodzi o osoby, które kochają i czują się szczęśliwe, czy o osoby, które nie są szczęśliwe, ale wyobrażają sobie, że gdyby spotkały miłość, to by się takimi stały. Tak czy owak, chciałbym przedstawić kilka teorii miłości, które w różnych momentach życia zrobiły na mnie wrażenie. Z miłością kłopot jest taki sam, jak ze szczęściem - właściwie nie wiadomo, dlaczego jednemu się udaje, a innemu nie. Ale dzięki temu mamy przynajmniej teorie (wiem, nie dla każdego istnienie teorii wydaje się równie ważne jak dla filozofa...).

Kolejno omówię:
  1. Miłość jako zakochanie
  2. Miłość jako uczucie trwałe i głębokie
  3. Miłość jako uczucie idealne
  4. Miłość chrześcijańską
  5. Miłość jako ideał rewolucji obyczajowej lat 60

Miłość jako zakochanie


Spotykamy kogoś i nagle nam się wydaje, że to ideał, niemal bezwad, zasługujący na to, by mu wszystko wybaczyć, a bez niego nieda się żyć, każda chwila z nim jest piękna, wyzwala nas z samotności, nadaje sens istnieniu, chwile bez ukochanej osoby pozostają tylko tęsknotą i liczenie czasu do następnego spotkania. To zakochanie, niemal jednogłośnie uważane przez psychologów za stan pokrewny chorobie psychicznej, lekka odmiana psychozy. Idealizowanie ukochanej osoby możliwe jest tylko przy upośledzonym postrzeganiu rzeczywistości, dlatego najłatwiej zakochać się w kimś, kto jest dość odległy - wtedy nie będzie przeszkadzał. Idealnym wzorcem jest zakochanie Don Kichota w prostej, a nawet prostackiej dziewczynie imieniem Dulcynea, którą błędny rycerz uważał za księżniczkę. Inny znany z lektur przypadek to Wokulski i Izabela. Poza tym literatura niczym się tak nie zajmowała jak właśnie zakochaniami. Często zakochaniu towarzyszy fascynacja erotyczna. Zakochanie na ogół nie trwa dłużej niż kilka miesięcy, choć odpowiednio podtrzymywane może potrwać i parę lat. Potem nieuchronnie przychodzi przebudzenie, a z nim często rozczarowanie. Dlatego wiele małżeństw zawartych pod wpływem zakochania kończy się w sądach wśród fajerwerków nienawiści i wzajemnych oskarżeń. Mimo to kult zakochania kwitnie, bo, po pierwsze, podobnie jak podniecenie erotyczne jest to uczucie dość proste, oparte na wrodzonych mechanizmach, nie wymagające żadnego wysiłku od zakochującego się. A po drugie jest systematycznie podsycany przez kulturę masową - na miłości, tak jak na przemocy łatwo się robi pieniądze.

Miłość jako uczucie trwałe i głębokie



Niemiecko-amerykański filozof i psychoanalityk Erich Fromm w swej znanej książce "O sztuce miłości" przeciwstawia zakochanie prawdziwej miłości. To samo czyni także etyka chrześcijańska. Miłość to wola budowania z drugą osobą partnerstwa opartego na głębokim poznaniu, szacunku, zaufaniu, trosce i wierności - póki ich śmierć nie rozłączy. Zdaniem zwolenników tej miłości, każda para ludzi, którzy nie są dla siebie odpychający erotycznie, może stworzyć taką miłość, muszą tylko mieć taką wolę. Dlatego małżeństwa aranżowane przez rodziców nie były wcale takie złe. Jeśli ludzie dzielą ze sobą troski dnia codziennego, jeśli nie zdradzają się, to nawet jeśli w chwili ślubu byli sobie zupełnie obojętni, po pewnym czasie powstanie między nimi miłość.

Niestety tu włącza się Bohdan Wojciszke, autor wydanej parę lat temu "Psychologii miłości", który twierdzi, że miłości właściwie nie ma, są tylko różne kombinacje trzech prostszych uczuć: zauroczenia, bliskości emocjonalnej i przywiązania. Każde z nich po pewnym czasie się nudzi, więc miłość trwała po prostu jest niemożliwa.

Miłość jako uczucie idealne


Od lat interesowało psychoterapeutów, dlaczego pewni ludzie bardziej niż inni tęsknią za miłością i za nic nie mogą jej znaleźć. Im bardziej próbują, tym bardziej im nie wychodzi. Im
bardziej się angażują, tym bardziej beznadziejnych partnerów znajdują. I znaleźli odpowiedź. Dziecko potrzebuje miłości rodzicielskiej, szczególnie macierzyńskiej. Im więcej jej dostanie w dzieciństwie, tym jest odporniejsze na późniejsze przeciwności losu. Jeśli jednak było mało kochane przez rodziców, nie tylko staje się słabe emocjonalnie, lecz również przez resztę
życia nie może uwolnić się od tęsknoty za idealną miłością, która wszystko rozumie, wszystko akceptuje itd. Ponieważ jednak taka miłość może się zdarzyć tylko między matką a nowonarodzonym dzieckiem, nigdy czegoś takiego nie spotkają. Pozostaną więc na resztę życia z niezaspokojonym deficytem emocjonalnym. Na domiar złego, złośliwość relacji międzyludzkich sprawia, że tacy ludzie najczęściej wiążą się z partnerami podobnymi do własnych rodziców, czyli mało uczuciowymi, poniżającymi, wykorzystującymi. Pragnąc więcej miłości niż inni, dostają jej mniej niż przeciętnie dostaje się w związku partnerskim. Innymi słowy, ludzie z deficytem miłości wyniesionym z dzieciństwa najczęściej powtarzają w swoich związkach partnerskich traumatyczne doświadczenia z rodzicami. Jak poucza mądrość ludowa, biednemu zawsze wiatr w oczy...

Miłość chrześcijańska i buddyjska


Oprócz miłości pojętej indywidualnie, w kulturze Zachodu funkcjonują także wzorce miłości "do wszystkiego". Jezus zaczął skromnie - "Kochaj bliźniego swego jak siebie samego". Potem zawtórował mu św. Paweł, mówiąc o wspaniałości miłości wszechogarniającej, miłości do wszystkiego i wszystkich, miłości jako siły kosmicznej, której źródłem jest Bóg. Nie wchodząc w
szczegóły, niebezpieczeństwo tych koncepcji polega na tym, że zalecają on pewną postawę, która jest nader ogólnikowo zdefiniowana. Problem z ogólnikami polega zaś na tym, że są niezwykle pojemne i każdy może pod ich szyldem robić to, co lubi. Podejrzewam, że organizatorzy krucjat i procesów Świętej Inkwizycji też działali w imię miłości chrześcijańskiej - tak jak ją pojmowali. Podobny problem mamy z miłością buddyjską, ewentualnie ekologiczną - do wszystkiego, co istnieje. Jeśli widzę, że kot zagryza mysz, wilk owcę, a lew zebrę - to do czego taka miłość powinna mnie skłonić?

Miłość jako ideał rewolucji obyczajowej lat 60


W latach 60. młodzież Ameryki i Europy Zachodniej, czyli tzw. dzieci-kwiaty, rozpoczęła rewolucję przeciw skostniałemu porządkowi społecznemu pod hasłami wolności i miłości, odrzucenia dyscypliny i hierarchii, nakazów i zakazów, wydobycia przyrodzonej dobroci człowieka, rzekomo tłumionej przez starców sprawujących władzę. W Polsce Owsiak nawiązywał do tych ideałów swoim "Przystankami Woodstock" i hasłem "Róbta co chceta". Co przyniosła ta rewolucja na Zachodzie? Światem nie zaczęła rządzić miłość. Od końca lat 70. nastąpiła ofensywa neoliberalizmu, w rezultacie której rywalizacja i pogoń za bogactwem stała się głównym celem wielu ludzi, także wcześniejszych hippisów. Nastąpiły przemiany obyczajowe - pornografia, swoboda erotyczna, moda na narkotyki - na czym natychmiast specjaliści od biznesu zaczęli robić duże pieniądze (m.in. upowszechniając mit romantycznej miłości w kulturze masowej). Ludzie z pokolenia dzieci-kwiatów okazali się na ogół beznadziejnymi rodzicami - byli egoistyczni, chimeryczni, niezdyscyplinowani, pozbawieni zasad (jak rodzice Bridget Jones).

Można zapytać, dlaczego, skoro ludzie wciąż marzą o świecie opartym na miłości, świat taki nie powstaje. Odpowiedź jest dość prosta. Ludzie uczestniczą w walce o byt i podlegają selekcji. Do tej pory jednostki agresywne i brutalne lepiej radziły sobie z przetrwaniem niż wrażliwe i altruistyczne. Państwa gloryfikujące siłę rozkwitały (np. starożytny Rzym), a państwa krzewiące miłość albo w ogóle nie istniały, albo szybko ginęły. Jeśli uznamy, że tylko miłość umożliwia prawdziwe szczęście, stajemy wobec sprzeczności: aby przeżyć, trzeba wybrać agresję, ale wówczas nie można osiągnąć szczęścia. Nic dziwnego, że jednym z celów rozwoju cywilizacyjnego jest tworzenie norm moralnych, które ograniczają agresywny egoizm.





Sonda

Czy jesteś szczęśliwy (-a)?



Opublikowano: 2004-10-10



Oceń artykuł:


Skomentuj artykuł
Zobacz komentarze do tego artykułu